O naszej hodowli
Hodowla i praca z psami myśliwskimi została zaszczepiona we mnie chyba zupełnie przypadkowo. Gdy miałem 6 lat marzyłem o posiadaniu psa. W domu nikt nie polował, nie było zwierząt (poza chomikami), a ja chciałem mieć psa. Zupełny przypadek/przeznaczenie – siostra babci była właścicielką suki setera angielskiego (oczywiście kanapowca) BELLA z Grodu Ogińskich. Były szczenięta, ja byłem zdesperowany i dopiąłem swego – w domu pojawił się Alik – oficjalnie ALI BEJ z Grodu Ogińskich. Dopiero dwadzieścia kilka lat później mogłem docenić jak wspaniały był to pies po niepolujących rodzicach, z olbrzymią pasją i niesamowitymi cechami wrodzonymi i instynktem łowieckim. Pies w rękach dziecka, bez tradycji łowieckich, bez treningów (jedynie dobre wychowanie i apel), który z marszu wspaniale obsługuje polowanie dewizowe na kaczki na 8 myśliwych – szok i dla 13 latka, któremu starzy, zagraniczni nemrodzi gratulują wspaniałego psa i proponują niewyobrażalne kwoty w zielonej walucie…
I wtedy się chyba zaczęło. Wujek myśliwy – ten, któremu uratowaliśmy polowanie dewizowe – coraz częściej zabierał nas na polowania. Obserwacja, instynktowne poprawki i wspaniały towarzysz na polowaniach. Potem przerwa – studia weterynaryjne. Ale trzeba było w trakcie studiów dorabiać. Praca w ochronie, przy sortowaniu owoców i warzyw – fajnie, ale to nie to. I wtedy grom z jasnego nieba – kolega, właściciel zakładu tresury proponuje pracę pozoranta – dobra płaca, praca w weekendy – super. Bardzo szybko awans – dostaję 3 psy do ułożenia – wszystkie zdały egzamin na ocenę doskonałą, coraz więcej psów, wyniki na topie, ale to PSO, PT i PWS, a mnie ciągnie do lasu. Alik odszedł w wieku 18 lat. Pozostała pustka i tęsknota.
Koniec studiów – tytuł lekarza weterynarii i skierowanie do pracy na drugi koniec Polski – na Śląsk. Kilkumiesięczny epizod zakończony powodzią i powrót w rodzinne strony – własna działalność, stare i nowe znajomości i w końcu jest – staż w Kole Łowieckim – słaby obwód typowo polny, ale sporo zająca, kuropatwy, bażanty i kaczki. Tylko psy do niczego. Jak sam kaczki nie znajdziesz, to nie ma. Strzały tylko na otwartą przestrzeń, wchodzenie do wody, olbrzymia strata czasu zmarnowanego na poszukiwanie postrzałków, ale od czego są stażyści… Przyjeżdżają zaproszeni myśliwi ze swoimi psami, rasowe, ułożone; szkoda, że najlepiej układają się w samochodach, ale od czego są stażyści… W końcu egzaminy, przyjęcie do koła, pierwsze polowania jako myśliwy – super, ale na pióro bez dobrego psa – tragedia.
I znowu zrządzenie losu. Jestem na proszonym polowaniu na dziki u kolegi pod Białymstokiem i wracam do domu ze szczeniakiem wyżła niemieckiego szorstkowłosego – cały miot u kolegi w kojcu, a SONGO jak się przykleił do mnie, to już nie odszedł. Ale w domu i tak wszyscy nazywali go ŁYŻEW. Podśmiewania kolegów, propozycje oddania psa na szkolenie – nie spróbuję sam – zero polowań, same ćwiczenia. W następnym sezonie pies ostrzelany, apel murowany, ale co z polowaniem, czy gotowy do pracy?
Wreszcie 15. sierpnia (dla wiadomości młodszych wtedy zaczynał się sezon na kaczki i gołębie) otwarcie sezonu i bomba – pies chodzi jak zegarek, niedowierzanie, zdziwienie, chyba trochę zazdrości.
Kilka lat polowań, nabiera doświadczenia pies i mener, coraz większy szacunek i podziw kolegów po strzelbie, w końcu Komisja Upowszechniania Psa Myśliwskiego przy Zarządzie Okręgowym PZŁ w Siedlcach.
Latka lecą, pies coraz starszy, a teren trudny, ciężki. I któregoś wieczora telefon od znajomego Sędziego Kynologicznego z którym zetknął mnie los na kilku polowaniach, klasyczna wymiana grzeczności i pytanie „jak tam polowania na pióro?”. Sezon fajny, ale pies coraz słabszy i już trzeba go oszczędzać, będę musiał poszukać jakiegoś szczeniaka. I tajemnicze „nie szukaj”. I wtedy wyjaśniło się: ARS z Włodzimierzowa wyżeł niemiecki krótkowłosy – dla przyjaciół AL CAPONE – sprzedam Ci go, ale musisz mi obiecać, że zrobisz Championat i Reproduktora. Jak zobaczyłem psa – mogłem obiecać wszystko. Tylko jak ja się odnajdę w tym świecie wystaw, konkursów? I znowu Ktoś nade mną czuwał. Na zebranie Komisji Kynologicznej Kolega przyjechał z pochodzącą z jego miejscowości Koleżanką – znaną w środowisku i utytułowaną hodowczynią wyżłów niemieckich krótkowłosych. Od razu znaleźliśmy wspólny język nie tylko na niwie doktorskiej (też lek.wet.), ale i hodowlano – treningowej. Zaczęliśmy się uzupełniać – Ona mnie wciągnęła w wystawy i konkursy, ja Ją w polowania. I wtedy Mojra urodziła 15 szczeniąt w tym jedynego deresza – jak się wyraziła Ula – specjalnie dla mnie i tak pojawił się Sangre de Drago Moon Eyes – dla przyjaciół – Smok. A kiedy ARS został ojcem, to pojawiła się Alia Racjonalne Polowanie czyli GRYZA.